Peja Już Do Końca Tak Być Musi Lyrics

Żeby nasz rap nie zginął, żeby się szczęśliwie żyło,
Żeby luxu było kilo, żeby nasz czas nie przeminął,
Żeby papier był nie bilon, żeby wciąż tu była miłość,
Żeby syf każdy pominął, żeby zwyciężyło stilo
Żeby nam się ułożyło, by do końca git już było
By marzenie się ziściło, żeby każdy mógł to przyjąć
Nie smucić się, powrócić do nas, śpiewać to, nucić
SLU, 06 już do końca tak być musi

Z roku na rok starszy, ale d____m wciąż jak dzieciak
Już nie chce mi się czekać, za złem świata uciekać
Zagrożenie sam dla siebie, oto ja, ta wsza
Niekontrolowana pchła co pod prąd wciąż wbija
Wciąż przepita szyja wciąż hece wywija
Wciąż skurwieli dobija, a najbliższych wciąż wspiera
Oto gadka szczera jeśli jeszcze żeś nie załapał
Tu mija dziesięć lat nadal mam młodzieńczy zapał
Debiut fonograficzny, wstecz dekadę, bieda precz
Bieda zła rzecz, nie chcę tej kurwy mieć
I żeby nie wiem co, nie chcę tu głupoty palnąć
Ale biedy niczym kurwy, do domy nie dam przygarnąć
Życia nie znałem, biedak nie wie co to życie
Wierzycie, sami wiecie, że do dupy z takim życiem
Nie utonąć w zachwycie, bez szans na takie harce
Przysięgałem przed Bogiem, że nie skończę jak ci w Barce
Anonimowe wsparcie, kto dawał wszy żarcie
Mowie o tym otwarcie, masz więcej, oddaj
Sam nie zeżresz, nie chowaj, nie chomikuj, nie noraj
Podziel się z tym, co nic nie jadł od wczoraj
Jak nie to kurwo konaj, do tych wierszy się przekonaj
Jesteś swój, łapiesz moment swego życia pejzoner
Już nie chwytam się brzytwy, bo po prostu nie tonę
Nie chwytam się brzytwy, bo po prostu nie tonę

Żeby nasz rap nie zginął, żeby się szczęśliwie żyło,
Żeby luxu było kilo, żeby nasz czas nie przeminął,
Żeby papier był nie bilon, żeby wciąż tu była miłość,
Żeby syf każdy pominął, żeby zwyciężyło stilo
Żeby nam się ułożyło, by do końca git już było
By marzenie się ziściło, żeby każdy mógł to przyjąć
Nie smucić się, powrócić do nas, śpiewać to, nucić
SLU, 06 już do końca tak być musi

I były takie dni, że na nic nie było sił
Że człowiek był bezsilny i w tej bezsilności gnił
Nie liczyłem na cuda, czy wierzyłem ze się uda
Śmiałem się z filmów, w których ludziom się odmieniał
Parszywy los, z dnia na dzień bo w realu, dzień w dzień
Widziałem co innego, wiem, że wiesz o co mi biega
Wiedział też każdy kolega, już w czasach podstawówki
Obdarci, biedni, lecz bystrzaki, nie półgłówki
Miałem co innego w planach, bez drugiego śniadania
Z książka pod pachą, uciekałem w świat marzeń
Od złych, codziennych zdarzeń, do domu nie spieszno wracać
Waldas znów leczy kaca, wyniszczała go praca
Nie chcąc uczyć się w hałasach, chłonę życie na streecie
Od początku, już do końca, nieśmiertelne Jeżyce
Spróbuj znaleźć dziewice, dokładnie dziesięć lat temu
Wiedziałem że w tym jestem, nie bez powodu, celu
Więc inaczej niż wielu znanych mi rówieśników
Wciąż przy głośniku, z kartką w zeszyciku
Zapisywałem bełwy, że bronx, bronx bez przerwy
Na życie pazerny miałem już zszargane nerwy
24.03.06 on odszedł, a ja jestem na swoim
Ze slumsów mały książe, z kupa długów, czy zdąrzę
Wyprawiliśmy pogrzeb, i weź tu pomyśl mądrze
I gdzie znów byłeś Boże
W chacie mam zmrok, znów odcięli mi prąd
Wole ulicy jazgot, o tej porze w dół fiasko
Czas wyruszyć na miasto, czy chciałem tam siać zło
Jak ja takimi gardzą, miałem wybór, nie bardzo
Czy bałem się patrząc, dziś na to z perspektywy
Pozbawiony miłości, byłem w chuj nieszczęśliwy
To był mój ostatni dzwonek, na bycie w świecie żywych
Ostatni dzwonek, na bycie w świecie żywych

Żeby nasz rap nie zginął, żeby się szczęśliwie żyło,
Żeby luxu było kilo, żeby nasz czas nie przeminął,
Żeby papier był nie bilon, żeby wciąż tu była miłość,
Żeby syf każdy pominął, żeby zwyciężyło stilo
Żeby nam się ułożyło, by do końca git już było
By marzenie się ziściło, żeby każdy mógł to przyjąć
Nie smucić się, powrócić do nas, śpiewać to, nucić
SLU, 06 już do końca tak być musi

Praca, pasja, fart, trochę talentu
Oto wszystkie tajniki Rysiowego patentu
Kopalnia mętu Kozak był tylko z nazwiska
Ale nigdy nie zapomnę, tego prześmiesznego pyska
Upadł wydawca, artysta, patrząc na to przez pryzmat
Następstw i zdarzeń, czy to jedno i to samo
96 od tego roku z rapu zarabiam siano
Wcześniej pakowałem w ten interes cały szmal
By ten syf na demach grał, na ulicach był szał
Wszędzie docierała, moja plugawa mowa
Niecenzuralne słowa, mój świat zdarzył zwariować
Wielu z was już tu nie ma, kilku szybciej chłonie ziemia
Zapomniana dzielnica i nic się nie zmienia
Poza tym, że mi wyszło a ty nie szykuj dla mnie noszy
Dobrze wiesz, że 5 lat temu nie dałbyś za mnie 5 groszy
Nie czuj się przez to gorszy, bo kiedyś byłeś lepszy
Ja nie będę triumfował, głupot nie będę pieprzył
A do ciebie skarbie jedno, gdybym mógł cię przekonać
Może gdybym cofnął czas, zechciałaś byś mnie pokochać

Żeby nasz rap nie zginął, żeby się szczęśliwie żyło,
Żeby luxu było kilo, żeby nasz czas nie przeminął,
Żeby papier był nie bilon, żeby wciąż tu była miłość,
Żeby syf każdy pominął, żeby zwyciężyło stilo
Żeby nam się ułożyło, by do końca git już było
By marzenie się ziściło, żeby każdy mógł to przyjąć
Nie smucić się, powrócić do nas, śpiewać to, nucić
SLU, 06 już do końca tak być musi

See also:

89
89.91
Sergio Mendes Yes, Yes Y'All (Feat. Black Thought, Chali 2na, Debi Nova & Will.I.Am) Lyrics
Glassjaw The Gilette Calvacade Of Sports Lyrics